( Oczami Rose)
* tydzień później i przeddzień wyjazdu *
No więc jakże mi przykro to pisać, ale kochana i w ogóle NIE wredna kuzyneczka Alex nie mogła przyjechać bo kolega ją zepchnął ze schodów i złamała obie nogi. Co za pech. Co do kolegi to już się nim zajęłam. Gorąco pozdrowiłam przez Twittera i życzyłam mu wszystkiego dobrego. Tak więc sprawę z Ewą mamy załatwioną, ale myślę, że mama Alex nie da nam spokoju i wyśle ją jak tylko wyzdrowieje. Ale co będę się nią teraz przejmować skoro jutro ja i moja najlepsza przyjaciółka lecimy do RIO! Jesteśmy takie podekscytowane.
***
Właśnie leżę w łóżku i rozmyślam o naszym jutrzejszym wyjeździe do Rio de Janeiro. Niezwykłe miejsce dudniące bujną roślinnością i pięknymi kolorami. Idealne na niesamowite zdjęcia, a co najlepsze na... wspomnienia. To wszystko jest takie egzotyczne, niezwykłe...Jakby przenieść się w zupełnie inny świat. Świata, w którym życie wygląda zupełnie inaczej niż w takim Londynie. Choć co by nie było jest bardzo nowoczesne, a nie wygląda. Szeroka plaża ze złocistym piaskiem zupełnie różni się od tej w LA. Już widzę to moje podekscytowanie kiedy ujrzę nasze mieszkanko z widokiem na skrawek miasta. Kiedy ujrzę CAŁE miasto z lotu ptaka. Kiedy ujrzę największy na świecie pomnik Jezusa. Kiedy ujrzę tą roślinność... Od razu wyobraźnia inaczej pracuje. Widać migoczące kolory i buchające miasto życiem gdzie nie zawsze jest tak kolorowo jak się wydawać by mogło.
Opancerzona kołdrą nie mogę się ruszyć. W nocy było strasznie zimno bo padał deszcz i wiał halny wiatr. Więc obudzona zimnem musiałam wstać, założyć dres i szczelnie przykryć się kołdrą. Teraz Larry leży obok mnie zwinięty w kulkę. Jeszcze śpi. Zmieniam pozycję do siedzącej i mocno się przeciągam. Kot automatycznie robi to samo; budzi się i przeciąga wbijając pazury w prześcieradło. Przyzwyczaiłam się że to na czym śpię na ogół jest w dziurkach zdobionych przez mojego kotka. Przysuwam się bliżej jego i głaszczę ociężale po grzbiecie. Larry zaczyna głośno mruczeć i wtula się w moje kolona bo siedzę po turecku na moim ogromnym łóżku. Biała pościel wcześniej na łóżku teraz leży na panelach i wyłapuje cały kurz. Trudno... myślę i odwracam wzrok wprost na okno. Nadal leje deszcz, lecz z podwojoną siłą. Czarne chmury okryły całe niebo i nie wydaje się by szybko odfrunęły.
Dopiero po chwili wyrwałam się z rozmyśleń i zauważyłam że mój kot miaucząc domaga się drapania za uchem i innych pieszczot.
- Później Larry- rzucam do niego i schodzę na dół. Wchodzę do kuchni i wyciągam mleko oraz płatki. Mieszam ze sobą " składniki " i zabieram się za pożeranie. Nagle kieszeń mojego dresu zaczyna wibrować. Wyciągam telefon i widzę sms " Co dzisiaj robisz? " od Harry'ego. Odpisuję mu że muszę się pakować bo przecież jutro jadę. Sekundę po wysłaniu odpowiedzi ta samo osoba do mnie dzwoni. W kuchni rozlega się piosenka Florence and the machine " Cosmic Love ". Odbieram, ale zanim Harry zdąży coś powiedzieć mówię- Niestety nie mogę się dzisiaj z tobą spotkać bo muszę się pakować.
- No, ale przecież nie będziesz się pakować cały dzień!
- Oj to ty chyba nie widziałeś jak się pakuje modelka, która ma 30 par spodni i milion bluzek, spódnic czy sukienek.
- Masz rację... nie widziałem jak się pakuje modelka, więc chyba mam okazję zobaczyć- rzuca.
- Jak to okaz... - rozłączył się- Ej! - krzyczę do telefonu choć i tak wiem, że mnie nie usłyszy. Domyślam się, że zaraz tu przyjedzie by pomóc mi się pakować. No bo w końcu co innego mogło by oznaczać " więc chyba mam okazję zobaczyć " co? Dokańczam płatki, wrzucam miskę do zmywarki i w piżamie wychodzę przed drzwi wyczekiwać przyjaciela. Leje deszcz, ale chroni mnie lekki daszek nad wejściem. Zostało jeszcze zimno. Po chwili Harry przyjeżdża swoim czarnym autem i zastanawiam się co on robił tak rano. Jest tak jakoś 8 chyba. Wychodzi z auta i podbiega do mnie przytulając mnie na powitanie. Od razu go odpycham.
- Mokry jesteś!
Harry nic sobie z tego nie robi bo tylko zgryźliwie się zaczyna śmiać i wchodzi do domu, a ja za nim.
- Co robiłeś tak rano?
- A byłem z chłopakami na śniadaniu, a potem jeszcze pojechałem załatwić parę spraw.
- Jakie sprawy?- próbuję mu dokuczyć.
- Nie bądź upierdliwa.
Ja tylko się uśmiecham i wchodzę na górę, on za mną. Wchodzimy do mojego pokoju i dopiero teraz sobie przypominać, że zamknęłam w nim Larry'ego. Kot widząc Harry'ego od razu przybiega i łasi się do niego. Chłopak bierze go na ręce i mocno przytula. W tym samym momencie robię im zdjęcie, a Harry patrzy na mnie pytająco.
- To na dowód, że mi kradniesz kota- macham telefonem i chowam z powrotem do kieszeni.
- A co jak nie patrząc wykasuję Ci to zdjęcie?
- Nie wykasujesz bo nie znasz hasła..
- Co za problem po po prostu ukraść ten telefon?
- Eeee...- nie wiem co odpowiedzieć, znowu nie wiem jak mu się odgryźć. Harry zaczyna się triumfalnie śmiać i dodaje- Znowu cię zgasiłem.
- Cholera nienawidzę jak to robisz- mówię mu i siadam na łóżku.
- A ja właśnie uwielbiam.
- Dobra... po coś tu przylazł.
- Chciałem się z tobą zobaczyć, no i mam okazję Ci w czymś pomóc.
- Masz zamiar pomóc mi się pakować? - pytam z niedowierzaniem bo w ogóle mu się chciało.
- Tak, taki mam właśnie zamiar. No dobra to gdzie masz walizkę.
- Musisz ją zdjąć z szafy bo nie dosięgam.- stając na placach pokazując palcem na górę. Chłopak robi to co powiedziałam i razem podchodzimy do mojej szafy. Otwieram drzwiczki.
- WoW! Ile ty masz ciuchów. Nie kłamałaś mówiąc 30 par spodni i miliony innych...
- Oh ciekawe jak wygląda twoja szafa modnisiu- dogryzam mu.
- Podobnie tylko w wersji męskiej...- nie daję mu dokończyć.
- Chyba chłopięcej...
- Cicho bądź- ucisza mnie- no i mam mniej spodni.- wskazuje na półkę.
- Oj tam... - rozpinam walizkę i wyciągam z niej ogromną kosmetyczkę. Znajduję w niej gumkę do włosów i związuję włosy w wysokiego kucyka.
- Też chcesz gumkę lokowaty?- pytam, a na ustach Harry'ego pojawia się uśmiech.
- Nie, dziękuję lokowata.
- Mi włosy kręcą się tylko przy końcówkach, a tobie całe.
- No ale jednak kręcą.- prycham na to i siadam przy walizce na panelach.
- Alex śpi?
- Pewnie tak, no bo jak by nie do by tutaj na pewno przyszła.- mówię, a chłopak podaje mi jedną partię bluzek z krótkim rękawem. Następnie z długim i trzy-czwarte. Potem pakuję sukienki, długie spodnie, szorty, spodenki i spódnice. Do kosmetyczki pakuję biżuterię i zestaw kosmetyków który kupiłam specjalnie na wyjazd. Muszę zawsze pamiętać, że jadę tam też do pracy więc muszę wyglądać zawsze wyjściowo.
- Co takiego ma w sobie ta bransoletka, że zawsze ją nosisz- porusza grząski temat moich roztargnionych wspomnień.
- Dostałam ją od brata...
- I dlatego jest taka ważna?
- Tak, własnie dlatego.
- Jesteście bardzo zżyci ?
- Byliśmy- zaczyna denerwować mnie ciekawość Harry'ego.
- Pokłóciliście się? - nie daje za wygraną i najwyraźniej nie zauważa po mnie, że nie chcę ciągnąć tego tematu.
- Nie Harry! On nie żyje..- daję upust słowom, ale nie krzyczę zbyt głośno, a przynajmniej tak jak potrafię krzyczeć.
- O... ja nie wiedziałem.
- No pewnie, że nie wiedziałeś, bo nikt Ci nie mówił ośle.
- Przepraszam- mówi i przytula mnie bardzo mocno. W tej chwili akurat jest to jak najbardziej na miejscu, bo po wspomnieniach przywołanych przez wartościową dla mnie bransoletkę potrzebuję takiego miłego gestu. Wtulam się mocno w ramię mojego przyjaciela bo jest on wyższy ode mnie o równo głowę.
- Dziękuję- mówię i już odsuwam się od niego.- ale jesteś tu po to aby mi pomóc, a nie przytulać. - teraz podchodzę do komody i zza niej wyciągam obszerną torbę.
- A to po co ?
- No jak to po co? Przecież muszę mieć w czym chodzić- uśmiecham się promiennie i tym razem to Harry siada przy torbie a ja podaję mu buty. Mam chwilę dylematu bo zostało mało miejsca, a muszę wybrać po między wysokimi sandałkami na koturnach czy trampkami. Wpatruję się w obydwie pary butów jakby miały się zaraz zacząć się kłócić które to mam wpakować do torby.
- To ty rysujesz?! - pyta się trzymając mój szkicownik, który zawsze chowam za kojcem Larry'ego. Nikt tam nie zagląda bo kotek zaraz syczy dobrze wiedząc, że nie chcę aby ktoś to oglądał.
- Jak to znalazłeś?!- krzyczę do niego i próbuję wyrwać kartki. Akurat oglądał rysunek który narysowałam wczoraj czyli najświeższy.
- Larry mi przyniósł- mówi i ogląda kolejne rysunki.
- Nie oglądaj tego!- w końcu udaje mi się wyrwać mu blok i schować tam skąd je wziął KOT. No właśnie trzeba będzie go skarcić.
- Przecież ładnie rysujesz, o co Ci chodzi?
- Po prostu nie chcę by ujrzały je oczy inne niż moje.
- Jak to powiedziałaś " oczy inne niż moje ". - udaję aprobatę tymi słowami.
- Nie wiem o co Ci chodzi.- podchodzę do niego bliżej i już mam ochotę mu coś zrobić.- musisz zostać ukarany, za to co zrobiłeś!
- Ale to nie moja wina! To Larry mi to podał!
- O i już zwala na kota! Phi...- podnoszę Larry'ego i zaczynam go całować.- przecież on nic nie zrobił.- mówię mu zgryźliwie i tulę się do pupila.
- No, ale...- Harry unosi ręce i zaraz je opuszcza nie bardzo wiem dlaczego. Zaczynam się z niego śmiać i dopakowuję do walizki ostatnie już z butów trampki. Tak to one wygrały walkę. Przypominam sobie, że muszę jeszcze dopakować bieliznę. Podchodzę do komody i wyciągam z niej staniki i... stringi. Wpycham je w wolne miejsca.
- To ty to nosisz- wskazuje na mój rodzaj majtek.
- A w czymś problem Haroldzie?
- Przecież to wygląda jak opaska na oko! Rozbawił mnie ten temat, więc mam zamiar brnąć dalej.
- A co Ci do tego co ja noszę.
- No ale sama zobacz- wyciąga jedną parę stringów.
- Oddawaj to! Harry od razu ucieka na łóżko i dodaje- tym można strzelać jak z gumki!
- Ale ty masz problem, że nie noszę zwykłych dla was majtek.
- Co to znaczy " zwykłych dla was "?
- A co ty też nosisz stringi?- rzucam mu i unoszę jedną brew, uśmiechając się przy tym zadziornie jak to mam w zwyczaju.
- No pewnie- mówi i pokazuję rząd białych zębów. Pewnie wybielanych.. no bo przecież to " celebryta ".
- No to w czym masz problem, że i ja noszę? - Zabieram mu stringi i chowam z powrotem do granatowej walizki.
- Wiem mnie też dziwi to, że Rose nosi coś takiego...- mówi stojąca na progu Alex.
- O nie wiedziałam że tu jesteś.- uśmiecham się do przyjaciółki.
- A ja nie wiedziałam że Harry nosi stringi.- dodaje żartobliwie.
- Szokers co?- mówi chłopak i schodzi z łóżka. Wybuchamy śmiechem, bo choć żartujemy z niego to on się nie buntuję jak to zawsze robi.
Po godzinie byłam już spakowana i nie mogłam uwierzyć w to że udało mi się spakować w jeden poranek.Tak więc mam całe wolne popołudnie, które kończy się na tym, że Harry, Alex i ja jedziemy na bubble tea.
_______________________________________________________________________________
W tym rozdziale nic ciekawego się nie dzieje, ale w następnym będzie już wypad do RIO więc po prostu musi być ciekawie! Dobranoc życzę wszystkim.
Fajny, fajny. Chyba napiszę dzisiaj kolejny rozdział. Jeszcze nie wiem. Może napiszę rozdział do "So let me love you" ?...kto wie.
OdpowiedzUsuńNie...zacznę 33. Muszę postarać się przebić twój rozdział kainko. Życz mi szczęścia :D
Osz ty...dopiero teraz zorientowałam się iż Rose potrafi rysować. Kilka rozdziałów wcześniej napisałam, że Alex ślicznie rysuje. Jak mogłaś :|
Usuńrozdział zarąbisty."... w wersji męskiej. chyba chłopięcej..."myślałam, że padnę i spadnę z krzesła :)-LuLu
OdpowiedzUsuń:DDDD DZIĘKI :DDDD
OdpowiedzUsuń